SRUTUTUTU! bez dwoch zdan! :P
Spędziłam troche czasu z mama. pieknie chwile, sliczne widoki.gory i spokoj. Taka już niedziecieca radość. Świadomość,ze jest obok, bezpieczeństwo. Nie tyle moje, co Jej. Mogłam zapytac jak się czuje, choc i tak widziałam,ze calej prawdy nie powie, nie musi mowic, potrafie patrzec, ale czasami wolalabym nie widziec.
Nie pozwalałam by chodzila od strony ulicy, przytrzymywałam stopy gdy udając,ze jest w dobrej formie wchodzila na gorke, prosilam by schodzila dokladnie ta sama droga co ja, zawsze za mna. Czulam się potrzebna. Wiem, ze teraz Ona potrzebuje opieki (można powiedziec). I dziwna duma, zadowlonie z siebie, ze potrafie. Inaczej nie umiem pokazac jak bardzo jestem wdzieczna za wszystko co zrobila i robi dla mnie.
Ale nie potrafiłam patrzec dłużej prosto w oczy, balam się łez, nie chciałam, żeby się domyśliła,ze wiem.
Mama jest chora. Zawsze mowi, ze wszystko w porządku, nie przyznaje się, żeby nas nie martwic. Siostra i ojciec nie zdaja sobie dokladnie sprawy. A mi coraz ciezej.
Nie chce, żeby tam wracala, zaharowywała się, żebym nie musiała się o nic martwic i spokojnie kontynuowac nauke. Ale nie znam takiego spokoju.
I chodziaz próbuję, to nie znam sposobu,żeby Ja zatrzymac, mogę jedynie dopilnowac żeby poszla na wszystkie badania i zaczela cos z tym robic…. Za malo…zdecydowanie…
Ale nie opadna rece z bezsilności, nigdy…
Wyjazd jak najbardziej udany.
Pozniej tydzień z Osobka, przy której dalo się chociaż na kilka chwil zapomniec, nie myśleć. Lezec i wsłuchiwać się w glos, którego tak dawno nie słyszałam.
Daje mi tyle radości. Poczucie wlasnej wartości, świadomość pelnego istnienia, potrzeby bycia, zycia i korzystania z czasu.
I usmiech na twarzy gdy widziałam jak w polsnie szukala mnie raczka, gdy tylko się oddaliłam.
A sen błogi i spokojny.
Takie ogromne cieplo, szczescie.
Ach i: SRUTUTUTU!!! :P pamiętaj!:P
Kalectwo jezyka nie pozwalające wyrazic wszystkiego, co chciałoby się napisac. Bywa
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Żeby tak móc wyrzygać wszystkie mysli, choćby przez łzy. Wypluc każdy skrawek niepokoju i pałętającego się nieładu. Spuścić się na caly swiat (to niewątpliwie bylby największy problem) i być czescia, wspolistniec, tworzyc i być tworzoną. Wykraść ta najwazniejsza czesc siebie z siebie. Wyszorowac, wyprac i wywiesic za najokropniejsze flaki. Tak, żeby widzieli i przyzwyczajali się do wstrętnego widoku. Żeby smród mysli nie był już tak obcy. Być soba, tak do konca.
Którą sobą….?
Zwariowac, wcisnąć się w najwłaściwszy punkt bycia i nie hamowac istnienia.
Zawisnąć w powietrzu a pozniej z wolna schodzic na ziemie po uprzedniej dokładnej obserwacji i analizy.
Ale po co….?
Przeciez się nie boje
To chyba nie był najlepszy pomysl. Umieszczac to wszystko razem. Zreszta…
Dodaj komentarz