nowosci:)
dzien kolejny. Zaraz przeanalizujemy czy stracony...
Poranek- jak zwyle z cudem graniczaca rzecza bylo: zwlec sie z lozka....wrrr koszmar. Cieplutko, przyjemnie mniam, a tu zonk.... wstajesz i szok termiczny:) Pozniej wiadomo, umyc sie, ubrac, spakowac i heja
Szkola- 4 matmy pod rzad- mozg paruje, ale nie bylo zle, zastepswo- babka chyba nie bardzo za nami przepada, albo miala wazniejsze sprawy na glowie, bo weszla powiedziala "dziendobry" i nim sie obrocilismy "dowidzenia". Na dworze zimno to to przyjemniej bylo zostac w srodku. I tak: czesc klasy przez minut 45 opowiadala sobie seriale "M jak milosc" "na wspolnej" i jakies taki inne.?. Hmmmm powiedzmy, ze wiedzialam o co chodzi. Inni zawziecie grali w pokera na pieniazki, standart, walka zacieta, blysk w oku, chwile skupienia. Ah ta pasja. Bardziej ambitnie czytali CKM "100 sposobow, jak dotykac kobiete"- pasjonujaca lektura. Jeszcze inni zastanawiali sie, co by tu zrobic, zeby nic nie robic... Czesc gdzies nagle zniknela. Reszty nie przydziele nigdzie, bo byli wszedzie a nadazyc za nimi, bylo rzecza wrecz niemozliwa:) Na lawce, pod lawka, na kims, pod kims, tam i tu. Zgadnijcie, w jakiej grupie bylam:))
Domek- chwila na sprawdzenie, czy cos do mnie przyszlo, wiadomosc do znajomej: "probna maturka-szmatka....ups" , papierosek, mysl o kawie, ale nie, gdzie by to sie stalo, zebym ruszyla swoj szanowny i wkoncu cos zrobila. Najlepszym pomyslem bylo spanko i skoro nie stac mnie bylo na cos innego, to trzeba bylo wykorzystac chociaz ten pomysl. Jak sie spalo? Pieknie, cichutko, cieplo wreszcie. Pukanie, dzwonienie, walenie do drzwi, pies co darl morde-myslalam, ze go skrzywdze....- sasiadka, przyszla cos oddac, szczerze powiedziawszy to nie pamietam dokladnie co, bo jeszcze nie bardzo trzezwa bylam, oczy zmruzone, wlosy roztrzepane i piekne : "co.....?!!"
Wstac trzeba bylo i zaraz myk myk do sklepu, bo cos slodkiego chce sie niemilosiernie. Nie wiem dlaczego, ale zawsze po przebudzeniu cukier niezbedny. Rad, dwa butki na nogi i do kiosku obok, a tam jak zawsze kolko plotkarskie starszych facetow z butelkami czegos wyskokowego w dloniach. Ah ten zapach... "Czekoladke prosze" A tu czyjes lapy ciagna mnie za wlosy.... hmmm Odgryzlabym, gdybym wiedziala, ze wczesniej nie znajdowaly sie w jakims innym, dziwnym miejscu. Zaraz po mnie wpada siostra -fajeczki- i oczywiscie kontakt z inna, brudna lapa "sasiad pusc, nie mam dzis dobrego humoru".
Do domku szybciutko bo zimne dreszcze przechodzily. Czekoladki juz prawie nie ma, fajek wypalony. Coz nic sie nie zmienilo. Siadlam tylko tutaj i nie wiem nawet po co pisze. Chyba jedynie, zeby cos z soba zrobic... zreszta niewazne.
Oceniamy moi mili: dzien stracony, czy wypelniony niesamowitymi wrazeniami, niebotycznymi odczuciami, pieknymi znajomosciami, efektywna praca... ?