Bez tytułu
Dzien jak codzien...
Wstala „rano”, zaczerpnęła przesiąkniętego papierosowym dymem powietrza, które przewinęło się miedzy zaciśniętymi zebami, rozprostowala zastygnięte snem kosci. Wstala lewa noga przyciskając stope do zimnej podlogi, brr… a może by tak jeszcze chociaz chwilke…
Opierala się o zlew,gapila w zaspane lustro, spuszczala zmeczona glowe szeptajac „jeszcze troche,jeszcze tylko troche” Czego?
Robila kawe wrzucając dwie brazowe kostki cukru, mieszala powoli,zawsze w lewo.Siadala na zimnych kafelkach patrzac jak para unosi się znad kubka, taka wolna
„pomiedzy mna a swiatem”