Bez tytułu
ptak, w szeroko otwartej klatce
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
ptak, w szeroko otwartej klatce
Nooo, to był bardzo ciekawy tydzień, dłuższy o kilka nocy:P, ale przecież została niedziela,żeby się wyspaćJ
A wszystko przez jeden,mały incydent, przez większość kołem zwany,ale nic to,przecież nastepne będzie, no nie?:P
Później do baru,żeby „odreagować”. Grupa jest naprawdę świetna. I tu kolejna nocka w plecy, bo rozmowy do rana, a później od razu na ćwiczenia:P oj kiepsko wyglądaliśmy, kiepsko. Później ładnie do tablicy…i nie dałam sobie wmówic,że nie umiem! Oj nie:P i do domu, do książek za którymi tak strasznie zatęskniłam przez te parę godzin. Chwila snu i ćwiczenia. Żyć nie umieraćJ
Piątek wieczór film, piwko i lulu i tak właśnie powinno być.
A dziś walczyłam z tym, co się uzbierało w domu przez te kilka, no ok, kilkanaście dni. Pare godzin ze szmatą w reku. Ale jestem z siebie dumna, kibelek zasylikonowałam, a jak. A oprócz niego siebie,podłoge, garnek i łyżke, jako że silikon nie posiadał wyciskarki, czy co tam. nastepny dowód na to,że facet w domu zbędny:P
I jeszcze jedno… skąd się wziął ten śnieg….? W piątek dostałam smska od Kindziorka,że się obudziła a tu wszystko w sniegu, pomyślałam,że całkiem zwariowała,zamknęli ja w szpitalu z pomalowanymi na biało oknami. Później położyłam się spać, budze się,patrze i biało. Się przestraszyłam mysląc,że ta zaraza się roznosi. Ale to rzeczywiście snieg. Po co????!!! Nie za wcześnie trochę…??!!
Kładę monetę na kciuka, orzeł-dobry dzień, reszka-nie. Pstryk! I tak nigdy nie patrzę.
I co,że tesknie do zapachu grzechu unoszącego się w pokoju, do wymiętej, jeśli nie zrzuconej na podłoge poscieli. Do mokrych ze zmeczenia ciał. Do ust gotowych na ostatni krzyk. Do nierównego, głosnego oddechu, do walącego w przyspieszonym tempie serca. Do lekkiego unoszenia i napietych mięśni. Do łydek oplatających plecy, do błądzącego języka. Do…(…)..
Nic to, że tesknie, że pragnę…
No nic
No to się popisałam. Ojciec sam dotarł do mnie, jako,że mój sen był zbyt twardy by przerwał go jakis tam komórkowy budzik. Do dworca mam 15 min. Bładził 2h. ups. Dobrze,że znał mniej więcej adres. I co,że nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, jak opowiadał którędy szedł i dokąd dotarł. Cóż, on nie był już tak bardzo rozbawiony.
Wpierniczył drożdżówkę z makiem i stwierdził,że będzie roznarkotyzowany. Fakt, humor mu się poprawił i zabrał swoja kochana córkę na piwko. Szkoda,że nie powiedział „córeczko zapal sobie z ojczulkiem” ale nie jestem aż tak wymagająca. Widać,że się starał,no. Całkiem miło. I zostawił mi kasę na budzik… po co, przecież już trafi:P
Wsadziłam go w pociąg i wróciłam do codzienności. Znowu pusty dom, chłopaki wracaja w niedzielę, chyba. No to już drugi weekend z rzędu jak zostawiaja mnie tak bezczelnie na tak długo.
I co, ze nikt nie odpowiada.
Mogę sobie zostawiać otwarte na oścież drzwi jak ide do łazienki, mogę wcale nie zakładac czegoś na siebie jak wstaję z łózka i ide zrobic kawę, mogę to, to i to, ale kto wyniesie smieci?
…….
Kogo ja chcę oszukać?!
Nie zapowiada się,żeby cos się zmieniło